Gdy zaczynałem trenować, nie miałem jasno określonego dystansu, nad którym konkretnie chciałbym się poprawiać. Chciałem wielu z nich spróbować. Po prawie 6 latach trenowania z Dawidem, mam wrażenie, że tym koronnym biegiem stało się 5 kilometrów.
Ostatnie starty na tym dystansie napawały optymizmem – dwa razy Warszawa, dwa razy PB (16:37 w listopadzie, 16:23 w marcu). W końcu udało się spełnić moje 2.5 letnie marzenie o rezultacie poniżej 17 minut!
Zanim je spełniłem, rok wcześniej w Żorach zbliżyłem się do niego maksymalnie możliwie – bo 11 maja 2023 pobiegłem 17:00. Zająłem 9 miejsce OPEN i 1-sze w kategorii wiekowej.
Przy okazji bardzo dobrze wspominam te zawody. Dużo znajomych, ciekawy klimat, w miarę blisko od domu. Także i w tym roku nie chciałem odpuszczać tej imprezy. Dlatego w zeszły weekend wybraliśmy się z Olą na małą wycieczkę.
Klimatyczny Żorski Bieg Ogniowy
Zawody odbywają się co roku wspomnianego 11 maja o 22:30. Dokładnie wtedy, niezależnie od dnia tygodnia. Dlatego dwanaście miesięcy wcześniej startowaliśmy w czwartek. Wynika to z tego, że w 1702 roku Żory spłonęły, a właśnie w ten dzień Żorzanie skierowali się z intencją o boską opatrzność. Ustanowiono też wtedy Żorskie święto ognia, które planowo przypada właśnie na ten dzień i jest wtedy obchodzone.
Sam bieg jest więc dodatkiem do trwających tego dnia aktywności – w tym procesji z pochodniami dookoła miasta. Całość buduje ciekawy klimat. Jest majowy wieczór, więc chłodno, ale atmosfera jest dobrze podgrzana.
Co więcej, sam bieg też ma ogniową otoczkę. Na trasie biegu można spotkać osoby, które “zieją” ogniem czy tańczą z poi lub innymi podobnymi akcesoriami.
Dodatkowo to nie jest mały bieg lokalny (takie też lubię!), ale rzeczywiście poważna impreza sportowa. Trasa miała kiedyś atest PZLA, ale się przeterminował i nie został odnowiony. Według mnie uzyskany na mecie czas jest jednak miarodajny. W wydarzeniu udział bierze około 700 biegaczy, a rekord trasy to 14:38 (Bartek Jarczok, 2023; wcześniej mój trener – 14:55, 2018).
Co do trudności – są dwa podbiegi, dwa zbiegi oraz niemało zakrętów (ale żadnych agrafek! Chociaż do tego wrócimy..). Trasa jest więc trudna w kontekście życiówek, ale nie jest to niemożliwe. Sam na swoim przykładzie wiem. W końcu rok wcześniej uzyskałem tam PB. Ogólnie łącząc te aspekty oraz mocną ekipę do biegania, warto się do Żor wybrać!
Poza tym, mimo że to 5 kilometrów, są zorganizowane kategorie wiekowe (w tym roku była nawet 70+!) oraz losowania wartościowych nagród na końcu (telewizor, tablet, zegarek sportowy).
Zaufać samopoczuciu
Było takie założenie, żeby spróbować powalczyć o PB. Czułem jednak ciężkie nogi. Co by nie było – to piąty start w przeciągu 28 dni! Znam osoby, które mogą robić zawody co tydzień. Ja tak nie robię, ale chciałem zrobić eksperyment tej wiosny. Zacząłem bieganie od życiówek (w tym takżę 10 kilometrów w Krakowie, później poprawione w Dolinie Karpia), więc cel spełniony i można było spróbować zrobić coś inaczej.
W Żorach pojawiliśmy się z Olą relatywnie wcześnie, ale i tak był problem z miejscem parkingowym. Na początku zaparkowaliśmy pod zakazem – tak jak i 25 innych samochodów. Zakładałem, że skoro jest dziś taki festyn, to raczej policja podejdzie do tego pobłażliwie. Pewnie by tak było, ale jednak cały czas krążyło mi to z tyłu głowy. Dlatego ja zacząłem się przebierać, a Ola poszła przeparkować auto. Nie było łatwo, bo ulice powolutku się zamykały, a ludzi na rynku wcale nie ubywało.
Ola wróciła przed rozpoczęciem mojej rozgrzewki, co już całkowicie mnie uspokoiło. Wiedziałem, że będę miał komu dać kurtkę i napić się nieco wody przed startem. Szczególnie to drugie było ważne, bo siedząc tego dnia w domu, jakoś nie było mi po drodze, by się nawadniać. To nie przeszkodziło, ale rzeczywiście tego wieczora temperatura była w okolicy 14 stopni. Zdecydowanie cieplej niż rok temu, ale w nocy to dość znośna wartość.
Krótka rozgrzewka, zbite piątki ze znajomymi i ustawienie się na linii startu. Tutaj Ola przypomniała mi jak było rok temu i ostrzegła, że podobnie zapowiada się dzisiaj. Wtedy po pierwszych pięciuset metrach byłem może 30-sty. Sporo osób jednak po prostu zaczęła za szybko. To informacja na pewno uratowało bieg!
Znowu ogień!
Tym razem bez opóźnień wystartowaliśmy o 22:30 (w 2022 policja nie zdążyła zabezpieczyć trasy). Pierwszy kilometr rzeczywiście był powtórką dokładnie tego co ostatnio. Ja go pobiegłem za szybko, ale nie aż tak, jak większość osób. Nie było znaczników – ale Strava uważa, że było to 3:10. Akurat założenie było takie, żeby ryzykować i pobiec to mocno. Ta prędkość to nieco przesada, ale nie aż tak jak się może wydawać.
Mniej więcej po nim, zaczęło się już przerzedzać. Wtedy byłem 10-ty, wraz z później poznanym kolegą Mateuszem, który był 9-ty. Już 500 metrów dalej zdarzyła nam się bardzo nietypowa historia. Mimo, że biegłem te zawody rok wcześniej, to nie pamiętałem w 100% trasy. Wbiegając na rondo, na którym powinniśmy skręcić w prawo, osoby stojące przy drodzę (będącę pod wpływem..) postanowiły zrobić nam kawał. Zaczęły krzyczeć, że tutaj prosto. Czemu miałbym nie uwierzyć?
Minąłem skręt i na szczęście wolontariusze dość szybko zaregowali krzycząc, że muszę się cofnąć! W dużej złości zrobiłem nieoczekiwaną agrafkę. I tutaj wydarzyło się coś dla mnie niesamowitego.
Wbiegając przed momentem na to rondo, pokazywałem Mateuszowi, żę będę zbiegał do środka jezdni, przez co on trzymał się mojej prawej strony. Dlatego szybciej zareagował i skręcił bez takiego dodatku. To mogło dać mu przewagę, a on jednak zwolnił i zawołał, żebym dołączył!
Dobiegając do niego, Mateusz powiedział mi wprost – razem jesteśmy w stanie powalczyć o lepszy wynik, niż samotnie. Zgodziłem się z tym, bo to zresztą całkowita prawda. Na zmianę przez następne 2.5 kilometra prowadziliśmy sobie bieg.
Ta współpraca pomogła trzymać nam tempo w okolicy 3:20 i mijać kolejne osoby. Przyznam, że trochę straciłem rachubę, a dopiero tysiąc metrów przed metą Mateusz zaczął mocno przyspieszać. Jest to też fragment, gdzie wraca się na stare miasto. Jest sporo zakrętów i nie do końca wiadomo ile osób jest przed Tobą.
Zdążyłem złapać jeszcze jedną osobę i ostatnie 200 metrów przed metą rzuciłem na szalę wszystkie siły. Rok temu na tej prostej potknąłem się na kostce. Teraz byłem w 100% skupiony i linię mety przeciąłem w 16:36!
Przy okazji – ten ostatni kilometr zamykam w 3:12.
You race, you learn
Ten czas nie dał upragnionej życiówki, ale jest to drugi najlepszy czas w życiu na koronnym dystansie!
Dzięki współpracy z Mateuszem dobiegłem też 5 OPEN (na 688 biegaczy!; Mateusz był 4-ty) oraz zająłem 2-gie miejsce w kategorii wiekowej (16-29).
Organizator nie ma wpływu na osoby przy trasie, dlatego niezależnie oceniam ten bieg bardzo wysoko. Rok temu pisałem, że to nie był mój ostatni raz w Żorach i podpisuje się pod tym w 2024.
Na koniec tylko dodam, że wyciągnąłem dzięki tej sytuacji na trasie wspaniałą lekcję o tym, czym sport tak naprawdę jest. Współpracą, wspólnym cierpieniem i bieganie to ludzie.
Dziękuję też Oli za wsparcie i fajnie było spotkać tylu biegowych znajomych! Jestem z tego powodu ogromnie wdzięczny i to zdecydowanie najfajniejsza część zawodów.