Czasem temat gier przewija się na blogu, bo dłużej niż biegaczem, jestem graczem. To pierwsza świadoma pasja, której się oddałem. Przez te prawie 25 lat, wiele się u mnie zmieniło. Od preferencji, przez możliwości czasowe, a czasem nawet chęci. Jedno zostało stałe – dalej odpalając konsolę, pojawia się ten błysk w oku.
W międzyczasie, odnoszę wrażenie, że nagonka na gry komputerowe nieco zelżała ostatnimi laty. Moje początki kojarzą mi się nawet z pewnego rodzaju ostracyzmem. Wynikał z pojawienia się nowego medium, które potrafiło wciągnąć młode osoby bez opamiętania. Nie, żeby książki tego nie robiły. Chociaż rozumiem, że konsola robiła to sprawniej – co by nie było, próg wejścia był niższy. Tak jak smartfony są jeszcze prostsze i potrafią jeszcze bardziej uzależnić.
Temat uzależnienia i negatywnych aspektów płynących z grania był już analizowany chyba z każdego możliwego kąta. I ja sam jestem świadomy, że czasem gram nieco za długo. Z tym walczę.
Jednak do szerszej świadomości zaczęły przebijać się też pewne pozytywne kwestie. Często podaje się, że gracze szybciej podejmują dobre decyzję, mają lepsze umiejętności kognitywne czy to że łatwiej im coś zapamiętać. Być może.
W tym wpisie chciałbym podzielić się tym, co sam wyciągnąłem z grania. Nie wiem czy więcej graczy też tak ma. To subiektywne obserwacje. Mające jednak mocne przełożenie na bieganie czy życie ogólnie.
Najtrudniejsza część jest najciekawsza (i najfajniejsza!)
Gry często na start dają jakiś samouczek. Mniej lub bardziej instruktażowe wprowadzenie w mechaniki rozgrywki. Powolutku oswajamy się ze sterowaniem, ale też z tym co w danej produkcji robić możemy, a czego nie. Dzięki temu coraz sprawniej poruszamy się po nowym świecie.
Następnie rozpoczyna się klasyczna przygoda bohatera. Powoli się rozkręcamy i wraz z fabułą zmierzamy do punktu kulminacyjnego, który nierzadko oznacza bardzo trudną walkę z finałowym bossem. Czy w teorii jest to dalekie od długotrwałego reżimu treningowego zwieńczonego startem docelowym albo pracą włożoną w zawodowy projekt, który czeka na zamknięcie? W zasadzie nie. Co ciekawe, czasem w życiu ten finalny moment jest dla nas zupełnie odstraszający.
W grach jest zupełnie na odwrót. Na decydujące starcie czekamy z wypiekami na twarzy. Przygotowujemy się. Gdy nadchodzi ta chwila, to.. dobrze się bawimy. Owszem, często wymaga to wejścia na najwyższy poziom i pełnego skupienia, ale jednak – to po prostu cieszy. I to coś, co w moją rekordową jesień 2023 udało się przełożyć na bieganie. Nie mogłem się doczekać startów. Później w ich trakcie, mimo cierpienia, czułem ogromną frajdę.
Jest jeszcze jedna rzecz wspólna. To te chwilowe poczucie pustki pomiędzy osiągnięciem celu, a wyznaczeniem sobie kolejnego. Z pewnością ukończenie dobrej gry i przekroczenie mety w rekordowym czasie daje dokładnie to samo uczucie. Krótka satysfakcja otwierająca pytanie: co dalej?
I okej – w grze można zapisać i wczytać, a w życiu taki mechanizm nie istnieje. Natomiast rzeczywistość ma coś lepszego do zaproponowania. Przepracowany czas nie pójdzie na marne. Jeśli teraz się nie udało, ale fundamenty były dobrze zbudowane, przyjdzie czas na sukces.
Zbuduj siebie
Idąc za ostatnim zdaniem – zanim dotrzemy do ostatniej walki, musimy wypracować odpowiednie podstawy. Ba! Każdy na start ma zerowy poziom. Zaczynamy z niskiego pułapu, gdzie nawet najprostszy wróg jest śmiertelnym zagrożeniem. Z tym samym wyzwaniem mierzy się każdy gracz. W życiu również nie zaczynamy z doświadczeniem. To trzeba zbudować.
To często odbywa się na wielu frontach. Od przemyślanego rozwijania umiejętności, przez dobór odpowiedniego sprzętu, aż po samo nabywanie doświadczenia. Często nie miałem problemu z tym, by spędzać długie godziny na ulepszaniu postaci. W końcu wiedziałem, że to jest potrzebne do wygrania. W innych aspektach życia mam dokładnie tak samo. Analizuje i wdrażam to co jest ważne, by dać z siebie 100% i zwiększyć swoje szanse na sukces.
W grach takie podejście jest oczywiste. Czasem mam wrażenie, że w pracy czy sporcie niekoniecznie. Jeśli zawodowo czuję, że coś mnie ogranicza – szukam sobie kursów, mentorów czy nawet studiów podyplomowych. Rozważam, w którą stronę pójść, by dać sobie większe szanse w “decydującym starciu”.
Przy okazji, są inne połączenia z życiem. Weźmy bieganie. Zakładam, że zaczynamy z tego samego poziomu. Postawiliśmy cel, którym jest konkretny czas na dystansie pięciu kilometrów. Zostaje nam dobór planu i jego wykonanie. I wielu biegaczy może zrealizować postawione zadanie, ale ich ścieżki dotarcia do niego mogą być bardzo różne. W grach jest tak samo. Można jedną produkcję ukończyć na wiele sposobów. Często one zupełnie się różnią w podejściu i realizacji, a jednak są zwieńczone tymi samymi napisami końcowymi.
Zbierz drużynę
Już chyba całe życie zdanie “przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę” będę czytał w myślach głosem Piotra Fronczewskiego. Gry dzielą się na różne gatunki. Dla mnie szczególnie bliskim jest RPG. W tych produkcjach najczęściej zaczynamy od zdefiniowania swojej postaci, a wraz z progresem fabuły, do naszej drużyny mamy możliwość przyłączyć nowe osoby.
Jeśli protagonista dobrze walczy, to dobrany towarzysz będzie bronił. W dużym uproszczeniu, bo jest to zależne od mechanik gry. Tak czy inaczej, kolejni członkowie zespołu zazwyczaj uzupełniają nasze braki. Taka kombinacja pozwala też na to, by efektywniej rozwiązywać rzucane przed gracza problemy. Nie jesteś tzw. one man army, tylko wspólnymi siłami i dzieląc się nagrodami, przemierzasz dany świat.
W bieganiu jest podobnie. Ten zespół może mieć różny poziom formalizacji, ale jednak z dobrym trenerem, dietetykiem czy fizjoterapeutą można zdziałać wiele więcej. Nie mówiąc już o wsparciu wśród bliskich i rodziny. Generalnie podsumowując, zgadzam się z popularnym aforyzmem: idąc samemu pójdziesz szybko, idąc wspólnie zajdziesz daleko. Staram się też otaczać dobrymi ludźmi. I za to, że oni są wokół mnie jestem piekielnie wdzięczny!
Albo wygrana albo nauka
Była taka gra (chociaż było takich więcej..) przy której miałem ochotę rozwalić na zmianę klawiaturę i pada. Nazywała się Super Meat Boy. Prosta platformowa gra, w której jako mały kawałek mięsa, próbowało się uratować porwaną wybrankę serca. Zaczynało się od bardzo prostych plansz, które przechodziło się za pierwszym razem. Idąc jednak dalej, było coraz trudniej.
W pewnym momencie, było już niemożliwym, żeby nie przegrywać. Gra wymuszała eksperymentowanie, by próbować różnych ścieżek i sprawdzać – czy idąc tędy przejdę, czy nauczę się, że to nie tędy droga. Super Meat Boy, mimo wielu wspaniałych elementów (do muzyki wracam do dziś!), nie był wyjątkowy w proponowaniu takiego podejścia. Są całe gatunki gier, które bazują na tym, by gracz w 99% sytuacji przegrywa. I owszem, jest frustracja. Stąd ta ochota na wyrzucenie pada przez okno. Niemniej, każda taka sytuacja coś pokazywała – “za wcześnie skoczyłem”, “miałem spróbować wejść na tę platformę”, “muszę to wykonać w tej kolejności”.
Jest to ciekawe. Gracze pełni refleksji, jak tym razem podejść do problemu, klikają replay i próbują ponownie. Tymczasem w innych aspektach życia, gdy coś nie wyjdzie to zazwyczaj załamujemy ręce. Bazując na swoich doświadczeniach staram się myśleć zawsze o przycisku powtórzenia. Nie wyszedł mi trening na bieżni mechanicznej, bo było za ciepło? Następnym razem wezmę izotonik. Nie wyszedł mi półmaraton, bo w drugiej połówce opadłem z sił? Następnym razem zjem w trakcie. Przykładów jest wiele, pamiętaj jednak – wyciągnij wnioski i kliknij replay.
Dobrze jest zachowywać się dobrze
Na końcu mały bonusik. Kiedyś trafiłem na taki mem – “media: gry powodują agresję, ja: boję się wybrać chamskiej opcji dialogowej, żeby nie urazić postaci w grze”. Cóż. To cała prawda. Wbrew wielu opiniom, wirtualne światy najczęściej premiują ludzi, którzy zachowują się dobrze. Uczą nas konsekwencji podejmowania decyzji, które wyrządzają krzywdę.
I ten wpis zakończę cytatem zasłyszanym w The Tim Ferris Show. Założyciel marki Dell powiedział: “Bądź miły, ale wygraj” (org. ‘Play nice but win’). Tego też uczą nas gry i to warto przekładać na życie prywatne czy zawodowe. Warto się starać i próbować, dążyć do przechylenia szali decydującego starcia na swoją korzyść – wykorzystując to co powyżej opisane, ale w tym wszystkim być po prostu w porządku wobec innych. Tego Ci życzę!
Daj znać, czy coś było dla Ciebie ciekawego – a może też masz własne doświadczenia, którymi chcesz się podzielić? Zapraszam!