Przejdź do treści
Strona główna » Dzienniczek amatora » Jestem zerem

Jestem zerem

  • przez

Tytuł jest prowokacyjno-kontrowersyjny, bo temat tego wpisu też taki będzie. Wydaje się, że w naszym kraju szczególnie. Statystyki WHO nie mają litości i potwierdzają to przeczucie. Polska znajduje się w top 10 państw pod kątem spożycia alkoholu. Mam wrażenie, że to nam jednak nie przeszkadza, bo niejako przyzwyczailiśmy się do tej normy. 

W przeddzień pandemii, w lutym 2020 roku, po raz ostatni napiłem się alkoholu. Od tamtego czasu nie przyjąłem nawet kropli. Jestem tytułowym zerem. Jestem z tego dumny, chociaż nie zamierzam być tutaj moralizatorem i wcale nie chodzi o chwalenie się. Do 2018 roku, gdy zdecydowałem się na drastyczne jego ograniczenie, w zasadzie byłem przeciętnym Polakiem. Nie miałem problemu, ale też nie odmawiałem. Chciałbym, w tym dotychczas najbardziej osobistym wpisie, podzielić się swoimi przemyśleniami w tej materii. 

Kulturowo obcy

Co ciekawe, pytanie które często dostawałem to: w sumie dlaczego? Jaki jest cel? Patrząc przez pryzmat tych czterech lat i kultury alkoholowej w jakiej jesteśmy osadzeni, zawsze dotyka mnie pewien dysonans. Dużo łatwiej jest komuś wytłumaczyć czemu się po niego sięga – w zasadzie wystarczy byle okazja.
Warto się cofnąć i spojrzeć szerzej jak sprawa wygląda w Polsce. Zwróć uwagę, że nawet małym dzieciom kupuje się bezalkoholowego, słodkiego szampana. I nie widzimy nic złego w tym, że uczymy od najmłodszych lat, że celebracja bez kieliszka jest jakaś taka niekompletna. Dlatego przekazanie czemu się tego nie robi lub nie chce, niestety nie jest takie proste.  

Mi było nieco łatwiej. Od 2018 roku również zacząłem trenować bieganie, przez co mogłem zrzucić odmowę na karb sportu. Co ciekawe, ten powód z początku wystarczał mi oraz proponującym. Dodatkowo, mam szczęście do bardzo tolerancyjnej grupy przyjaciół i znajomych. Nie zostałem wykluczony. Nie spotkałem się nawet z niechęcią. To naprawdę sporo i jestem za to wdzięczny. Aktualnie jest nawet zupełnie na odwrót – kiedy ktoś z zewnątrz na imprezie proponuje mi alkohol, zanim zdążę odmówić, już ktoś z bliskich interweniuje “stając w mojej obronie”. 

I tak – z jednej strony nie wpasowuje się w kulturę, ale powyższa kwestia pokazała mi coś bardzo ważnego. Moi bliscy chcą utrzymywać ze mną kontakt nie dlatego, że potrafię czy chcę wypić. I to ważne dla mnie, bo sporo aktualnych znajomości zawarłem i umacniałem będąc jeszcze po drugiej stronie kieliszka. Chcę to podkreślić – do 23 roku życia wpisywałem się w jakiś pewnie statystyczny obraz studenta. Byłem gdzieś pośrodku skali. Potrafiłem wyjść na przysłowiowe jedno piwko i na tym skończyć. Mogłem też imprezować do czasu, gdy pojawiające się na horyzoncie słońce nieśmiało przypominało, że należało by kończyć.

Nie chcę pouczać w tym wpisie. To powinna być decyzja indywidualna co zrobić, a ja zresztą nie mam do tego prawa. Byłem jednak po obu stronach i myślę, że mogę się wypowiedzieć na własnym przykładzie. Mam nadzieję zostawić Cię z myślą o innym podejściu. Mam też świadomość, że różnica pomiędzy zarazić i zrazić jest jeszcze mniejsza niż tylko brak litery A. Zacznijmy więc szczerze. 

Jaki jest więc sens? 

To najważniejsze pytanie. Zawsze trzeba odpowiedzieć na dlaczego, zanim przejdziemy do jak. Nie tylko po to, by samemu wiedzieć czemu coś robimy. Viktor Frankl był psychiatrą i więźniem obozu Auschwitz. W swoim największym dziele (“Człowiek w poszukiwaniu sensu”), próbował zrozumieć dlaczego w piekielnych warunkach niektórzy się załamują, a niektórzy zachowują optymizm. To co my możemy z tego wyciągnąć dla siebie, to krótkie podsumowanie: sens musi być większy od cierpienia

I tutaj wracamy – jeśli nie znajdziesz swojego własnego sensu w trzeźwości, nie dasz rady następnym razem odmówić. A jaki był mój?

Większość z nas w życiu przeżyła lub przeżyje coś trudnego. Z wykształcenia jestem statystykiem i czuję, że wiem jakie są zagrożenia w liczbach. Niestety musimy się liczyć z tym, że trafimy na takie wydarzenia (dlatego czytajcie umowy i kupcie sobie ubezpieczenie, podziękujecie mi później). Oczywiście kiedy nam się trafia śmierć bliskiej osoby, bankructwo, rozwód, przeżycie globalnej pandemii czy kolejny konflikt zbrojny za progiem, myślimy, że jesteśmy jedyni. Niestety, niewiele rzeczy jest na tym świecie, które jeszcze się nikomu nie przydarzyły

U mnie również nie będzie unikatowej historii. Być może kwestia wyciągania wniosków jest inna. Widziałem z bardzo bliska jak alkohol potrafi niszczyć ludzi oraz relację między nimi. Jak rozpadają się rodziny. Jak relacje stają na skraju załamania, a niektóre zupełnie pękają. Jak odbiera chwile cenne i te zupełnie zwyczajne z najbliższymi. Jak łamie utalentowanym ludziom kariery. Widziałem to – i Ty też. 

Dlaczego więc piłem do 23 roku życia? Bo nie znałem innej ścieżki. Jasne, miałem świadomość, że istnieją abstynenci. Jednak większość osób taka nie była. Poza tym, pierwsze imprezy zazwyczaj bywają zabawne. Jest to jakaś forma buntu oraz odkrywania świata. I też mam co najmniej kilka dobrych wspomnień z tamtego czasu.
Zmieniłem jednak swoje zdanie, bo alkohol sporo negatywnie namieszał w moim życiu. I ja nie chcę by był jego częścią. Dla mnie konkretnie – nie przeszkadza mi to u innych. To będzie zawsze Twój wybór, którego ja nigdy nie ocenię.

Trzeba też oddać sprawiedliwie – znam sporo osób, które potrafią imprezować, ale potrafią też odmówić i dojrzałe traktować swoje relacje oraz obowiązki. No i wcale nie mają czego rano żałować, bo potrafią się zachować. 

Można teraz zadać mi pytanie – czy w takim razie nie przesadzam z tym zero-jedynkowym podejściem? Czy ja nie potrafiłem tego połączyć? Odpowiem nieco przewrotnie cytatem Nietzschego: “gdy patrzysz w otchłań, pamiętaj, że otchłań patrzy na Ciebie”.
Wróćmy do matematyki i ryzyka. Przykładowo jeździsz dużo szybciej niż zakłada ograniczenie prędkości. Być może dotrzesz do celu szybciej. Jest jednak szansa na to, że dostaniesz mandat. Sam limit też pewnie nie bierze się z niczego – może to strefa zabudowana lub ten odcinek jest niebezpieczny. Finalnie na szale rzucasz zdrowie i życie. Swoje, pasażerów oraz osób postronnych. 

Z imprezowaniem jest tak samo. W większości spędzisz dobrze czas. Ale im częściej dociskasz do podłogi gaz, tym trudniej będzie wyhamować. Trudniej będzie reagować, gdy na drodze pojawi się nieoczekiwana przeszkoda. Albo gdy całkowicie z niej zjedziesz. Szczególnie, jeśli uśpisz swoją czujność, bo od długiego czasu droga była pusta. 

A znasz to uczucie, gdy jedziesz autostradą 140 kilometrów na godzinę, a później zjeżdżasz w teren zabudowany i przy prędkości 100 kilometrów na godzinę masz wrażenie, że się wleczesz, a w zasadzie to przekraczasz sporo ograniczenie? Tak, przyzwyczajając się do pewnego standardu, nawet nie zauważysz, że dawno przestałeś jeździć zgodnie z zasadami.  

Nie boję się ryzyka, ale też nie widzę sensu, by wystawiać się na niego w tym miejscu. Dalej chodzę na imprezy. Mam ten komfort, że rano budzę się bez zbędnych rozkmin. Mój organizm nie musi trawić i radzić sobie z alkoholem. Wyjściu na bieganie przeszkadza tylko, i to nie zawsze, drobne niewyspanie. Podobnie z funkcjonowaniem tego dnia. 
Poza tym, jest też ta mroczna strona imprezowania – czyli zapijania smutków. Cóż, problemu to na pewno nie rozwiąże. Co więcej, raczej zagłusza.
Nie brałem wczoraj wysokoprocentowego kredytu. Nie pożyczałem dobrego samopoczucia i zdrowia psychicznego z przyszłości, które z dużą nawiązką musiałbym spłacać. Moje zdrowie w długiej perspektywie mi za to podziękuję.

I możesz mnie wypunktować, że babcia Twojego sąsiada dożyła stu dwudziestu lat, a jeszcze dzień przed śmiercią piła whiskey i paliła. Być może to nawet prawda, ale to anegdotyczny przypadek krótkiego ogona. Oznacza to, że pojawiają się w zbiorze ekstremalne przypadki, ale nie mają wpływu na średnią. Zdecydowana większość osób przez alkohol podupada na zdrowiu. 
Obalam też od razu wniosek ze słynnego badania, że wino wpływa na dłuższe życie. Sami prowadzący wskazali w nim, że zmiennych było więcej, a ta najważniejsza wcale nie tyczyła się alkoholu. Kluczem było to, że badani pili go z innymi. To czas spędzony w miłym towarzystwie wydłużał ich życie. Być może, gdyby wino wymienili na wodę, żyli by jeszcze dłużej. 

I w zasadzie rezygnacja z alkoholu często rozpoczyna też efekt domina. Zaczynasz się bardziej interesować innymi formami spędzania czasu. Więcej o siebie dbać. 
Ten sam efekt jest przy przejściu na dietę bezmięsną. Weganom nie spodoba się to co napiszę. Oni są zdrowsi, ale niekoniecznie wynika to z niejedzenia zwierząt. Po prostu takie osoby zaczynają być bardziej świadome, włączają więcej warzyw i owoców. Generalnie lepiej planują swoje posiłki. To jednak wykluczenie głównego produktu powoduje, że trzeba zmienić swoje podejście i to otwarcie się, powoduje duże zmiany. 

Nie zamierzałem w tym wpisie Cię przekonywać. Raczej była to moja seria przemyśleń w tym obszarze. Sam nie chcę rzucać deklaracji, że nigdy się już nie napiję. Co prawda w lutym minęły 4 lata, ale życie nauczyło mnie już, żeby unikać sformułowań, które nie dają przestrzeni na zmianę zdania. Na ten moment nie widzę jednak scenariusza, który spowodowałby, że będę potrzebował lub chciał się napić. Potrafię w inny świat przenosić się zdrowymi metodami, a magię doceniać w niepodkoloryzownej rzeczywistości.

Być może jednak coś w tych słowach z Tobą rezonuje. Jeśli tak jest, to trzymam kciuki, bo moim zdaniem warto. Nie będzie łatwo. Szczególnie, jeśli Twoje środowisko nie jest tak tolerancyjne jak moje. 
Nauczenie się życia bez, to jedna, krótka chwila bólu w przezwyciężeniu trudności kulturowych oraz uczucia, że coś tracisz, na rzecz długotrwałych korzyści i życia z pełną kontrolą. I to będzie równie magiczne, jak czas podczas piątkowej nocy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *