Przejdź do treści
Strona główna » Dzienniczek amatora » Czy chcesz zostać architektem?

Czy chcesz zostać architektem?

  • przez

To pytanie mógłbym zadać mojemu 19-nastoletniemu bratu Mikołajowi, który za kilkanaście miesięcy stanie przed wyborem: co dalej robić po szkole średniej? Podobne pytanie zadawano osobom z mojego rocznika, gdy w szkole ktoś przejawiał predyspozycje do przedmiotów ścisłych (lub gdy po prostu, tak jak ja, wtedy i dziś, lubił matematykę). 
Jednak to pytanie można też zadać osobie, która przymierza się do zrobienia czegoś nowego. Ale od początku. 

Praca architekta polega na projektowaniu budynków czy ogólnie rzecz biorąc infrastruktury. Zakłada ona, że dobrze zrozumiesz potrzeby, przeanalizujesz miejsce, masz wystarczający poziom wiedzy, uprawnienia oraz znasz przepisy budowlane. Twój zmysł z góry pozwala na połączenie funkcjonalności z estetyką. Niejako oczami wyobraźni, a za moment już na papierze widzisz efekt końcowy. 

Co najważniejsze, to podejście zakłada, że wszystko wiesz zanim jeszcze zaczniesz cokolwiek robić. Nim chociaż jedna cegiełka pojawi się na placu budowy, architekt już wie gdzie dokładnie będzie to zmierzało. To zrozumiałe, w końcu od tego zależy bezpieczeństwo osób, które będą z danej budowli korzystały. W pełni się z tym zgadzam. W takim wypadku ciężko jest to zorganizować inaczej. 

Z innej strony, można zostać archeologiem. Ta praca niejako stoi po drugiej stronie spektrum. Zaczynasz ją jedynie z nadzieją na jakiś wynik, ale trochę nie wiesz na co dokładnie trafisz i czego się spodziewać. Równolegle, z góry akceptujesz brak wyniku. Nie jest to porażka. To część procesu. W końcu, gdybyśmy wiedzieli gdzie znajdują się artefakty przeszłości, to zawód archeologa zostałby zredukowany do zabezpieczania i klasyfikowania ich.  

Jest to oczywiście pewne uproszczenie. Oba zawody wymagają przygotowania i to nie tak, że jeden zdobywa gros kompetencji, a drugi tylko dłubie w ziemi. Dlatego chcę oddać, że w obu przypadkach trzeba się napracować. Niemniej chodzi o ciekawą alegorię.

Co prawda z wykształcenia nie jestem ani jednym, ani drugim. Natomiast wykształcenie ekonomiczne, w kontekście podchodzenia do pracy, często bliższe jest, architektowi właśnie. Jeśli chcesz założyć swój biznes, a nie masz jeszcze planu i arkusza kalkulacyjnego, który wskaże wzrosty i przychody na kolejne lata do przodu, to nie warto zaczynać!

Zauważyłem, że zdarzało mi się, pewnie z tego powodu, podchodzić do czegoś nowego właśnie zgodnie z metodą architekta. O założeniu bloga myślałem już dłuższy czas. Gdy do tego siadałem, zawsze próbowałem od razu wiedzieć jaka będzie domena, mieć plan wpisów, logo, konkretną grupę docelową i absolutnie każdy krok zaplanowany. Czułem, że jeśli nie dopracuje tych elementów, to nawet nie ma się co za to zabierać. 

Co gorsza, im dłużej o tym myślałem, tym bardziej czułem się jak Herkules mierzący się z Hydrą. Różnica pomiędzy mną, a  Greckim herosem była taka, że ja nawet nie odciąłem żadnej głowy, a już rosły kolejne. I to paraliżowało. Zamiast robić progres, “rozwiązywałem” problemy, które istniały tylko w mojej głowie. Każdy kolejna solucja, implikowała następne wyzwania. 

Po lekturze kilku książek i nabieraniu doświadczenia zawodowego w ActiveNow, moje podejście zaczęło się zmieniać. W końcu w trakcie urlopu, siedząc w kawiarni na Maderze, wpisałem w notesie podstawowe minimum, które potrzebne było do wystartowania. Nie chciałem, żeby było idealnie. Chciałem, żeby działało. I tak też wyglądała pierwsza wersja bloga. Pozostawiała wiele do życzenia, ale pozwoliła na pierwsze wpisy. Tak też dotarłem do dziś – prowadząc newsletter czy udostępniając ponad 20 wpisów. 

Pozwoliło mi się to również rozwinąć – stronę zbudowałem sam, poprawiłem ją, zadbałem o elementy techniczne, a co ważniejsze- cały czas usprawniam warsztat pisarski. I dalej nie wiem, gdzie to dotrze – po prostu próbuję robić kolejne eksperymenty i patrzeć jak ja się z nimi czuję i jak oddziałują na innych. Być może to droga donikąd (i to zaakceptowałem!), ale to nie wynik będzie się liczył, a ta przygoda i poczucie niewiadomej, gdy w tym drąże!

Nie krytykuje też podejście architekta. Kto mnie zna bliżej, wie jak wygląda mój kalendarz. I co ważniejsze, to że podchodzę do planowania piekielnie poważnie – nawet opłacam subskrypcje aplikacji, która mi w tym pomaga! Niemniej teraz postrzegam wiele rzeczy bardziej oczami archeologa. Próbuję też z większą świadomością podejmować decyzję, czy to czas na bycie jednym, czy drugim. Bo na oba jest przestrzeń, oba mają zalety i wady. Jednak odnoszę wrażenie, że często wpadamy w pułapkę potrzeby planowania wszystkich detali zanim jeszcze wpadniemy w wir działania. A czy w Twoim życiu jest teraz coś, do czego podchodzisz jak architekt, a warto byłoby podejść jak archeolog? 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *