Przejdź do treści
Strona główna » Dzienniczek amatora » Palić statki!

Palić statki!

  • przez

Większość z nas spotkała się z przestrogą przed paleniem za sobą mostów. W końcu nigdy nie wiesz, czy nie trzeba będzie przez nie kiedyś wracać. Ostatnio w podcaście Tim Ferrisa usłyszałem, żeby zamiast mostów, palić statki. To zainspirowała mnie, do zgłębienia nieco tematu. 

Pomijam tutaj istotny moralny aspekt konkwisty, a skupię się jedynie na anegdotycznej części i jej przesłaniu. Ponoć w 1519 roku Cortes widząc przewagę armii Azteckiej kazał swoim ludziom spalić własne statki.  Wydaje się to kontrintuicyjne, ale płynąca wiadomość była konkretna: możemy tylko iść na przód, nie mamy jak się wycofać. Mając to na uwadzę, ucieczka nie wchodziła w rachubę. 

Studiując w przeszłości ryzyko, podskórnie czuję, że stawianie na jedną kartę czy wkładanie wszystkich jajek do tego samego koszyka to lekkomyślne działanie. Czy jest więc coś co możemy wyciągnąć z płonących Hiszpańskich statków? 

Życie rzadko przebiega zgodnie z naszym planem. To również trudne dla mnie jako biegacza. W końcu o biegu w Łodzi wiedziałem już trzy miesiące przed startem. Ale czy kaloryfer, który zalał mi pokój i sąsiada też to wiedział? A moje zdrowie? 

Oczywiście, że nie. Na kilka dni przed zawodami myśli krążyły wszędzie nie tam, gdzie akurat powinny. W końcu Ola przekonała mnie do tego, żeby chociaż pojechać do Łodzi, a na miejscu zobaczymy. 

Nieświadomie spaliliśmy statek (łódź heh). Będąc już w czwartym największym mieście Polski, z odebranym pakietem dalej nie byłem w pełni skupiony na bieganiu. Ale hej! Nie jechaliśmy przecież 220km, żeby nie wystartować. A skoro już stanąć do rywalizacji, to nie po to, żeby ją odhaczyć. Nie byliśmy w sytuacji szesnastowiecznych Hiszpanów, ale wyjazd oraz poświęcony czasu, który miałby nie mieć odzwierciedlenia w podjętej próbie, byłby irracjonalny. Fakt wejścia do samochodu i wyruszenia z domu to spalony statek. I przyniósł on życiówkę na dystansie 10. kilometrów!

Zaplanowanych zawodów w 2023 miałem więcej, niż tych w których wystartowałem. Wypadły mi co najmniej dwa. Było mi przykro, ale wygląda na to, że moje zdrowie spaliło kolejne statki. Ograniczona ilość biegów spowodowała, że każdy się liczył i dzięki takiemu podejściu w tym roku rywalizację kończę albo z życiówką albo na podium.

Wracam do ryzyka – trzeba wiedzieć, które statki palić, aby nie obudzić się z ręką w nocniku. Tego będę się uczył, ale póki co ograniczona ilość startów i zawody mocno oddalone od domu wpisują się na tę listę dobrze. Niejako dają mojej głowie prosty komunikat: teraz albo nigdy. No prawie nigdy – jeśli to zmarnuje, to na kolejną szansę będę musiał długo czekać, a ta zmitrężona i tak okupiona była pewnego rodzaju wysiłkiem. 

A czy Ty masz obszary w życiu w których są statki do spalenia?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *